Ten post zaczął powstawać podczas mojego powrotu pociągiem z Helu, zmęczonej,
obładowanej plecakiem, Kostką i namiotem, w ciuchach wciąż pachnących ogniskiem,
ale zadowolonej. (Oczywiście w wersji „papierowej”, podczas ataku weny, a „wklepywany
już w zupełnie innej scenerii: pośród na wpół rozpakowanego plecaka, niemalże w
rytm dudnienia pralki, ale z nie mniejszą radością z wyjazdu).
ZARAZ, ZARAZ! Miało być o plusz czołgach a tu o jakimś wyjeździe się czyta?! Już tłumaczę – pomysł na plusz-czołgi powstał już bardzo dawno temu (a zaraz po pomyśle pierwsze prototypy), niezależnie o wyjazdu na Hel, jednak tegoroczne mikroczołgi są z tą historią ściśle związane (chętnych zapraszam na #Post BEZ hendmejdu – czemu Hel, jaki Kornik i o co chodzi z tym D-Dayem?!”), a dalej już tylko o temacie głównym.
Jak już wspominałam pomysł pluszczołów narodził się już dużo, dużo wcześniej, wraz z pierwszymi prototypami (jeden nawet skończył jako prezent urodzinowy).
Jako kolejny w tej rodzinie powstał mikro-niszczyciel czołgów, amerykański M10 Wolverine (w skrócie Wolvo), który przez długi czas służył jako zawieszka do pendrive’a. Niestety poległ na służbie i przepadł razem z pendrivem, a dodatkowo nie zachowały się żadne jego zdjęcia. /W planach jest jego odtworzenie, ale do tej pory jakoś nie mogę się za ten projekt zabrać./
W międzyczasie, (a dokładnie między IX a X edycją D-Day Hel*) powstał pierwszy mikroczołg, który zawisł dumnie na Kostce.
ZARAZ, ZARAZ! Miało być o plusz czołgach a tu o jakimś wyjeździe się czyta?! Już tłumaczę – pomysł na plusz-czołgi powstał już bardzo dawno temu (a zaraz po pomyśle pierwsze prototypy), niezależnie o wyjazdu na Hel, jednak tegoroczne mikroczołgi są z tą historią ściśle związane (chętnych zapraszam na #Post BEZ hendmejdu – czemu Hel, jaki Kornik i o co chodzi z tym D-Dayem?!”), a dalej już tylko o temacie głównym.
Jak już wspominałam pomysł pluszczołów narodził się już dużo, dużo wcześniej, wraz z pierwszymi prototypami (jeden nawet skończył jako prezent urodzinowy).
Jako kolejny w tej rodzinie powstał mikro-niszczyciel czołgów, amerykański M10 Wolverine (w skrócie Wolvo), który przez długi czas służył jako zawieszka do pendrive’a. Niestety poległ na służbie i przepadł razem z pendrivem, a dodatkowo nie zachowały się żadne jego zdjęcia. /W planach jest jego odtworzenie, ale do tej pory jakoś nie mogę się za ten projekt zabrać./
W międzyczasie, (a dokładnie między IX a X edycją D-Day Hel*) powstał pierwszy mikroczołg, który zawisł dumnie na Kostce.
W tym roku powstało 16 mikroczołgów – 9 zielonych i 7
szarych, różniących się od siebie, poza kolorem, także materiałem – pierwsze są
bawełniane, natomiast drugie -wełniane. „Kadłuby” wydziergane zostały na
otrzymanych od babci, przedwiecznych, supercienkich drutach (Wolvo i prototyp z
Kostki powstały przy pomocy patyczków od szaszłyków), wieżyczki za pomocą
szydełka, natomiast lufa powstała z oplecionej wykałaczki.
W pluszczołgach i Wolvo „gąsienice” były dorabiane osobno, a następnie
doszywane, tym razem postanowiłam je „wdziergać” w „kadłub”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz